Chyba jestem jedną z nielicznych osób, które szukały konia 800 km od
miejsca zamieszkania. A mieszkam w końskim mieście :)
Najpierw rozglądałam się po okolicy, ale szybko uświadomiłam sobie, że nie
znając środowiska, będzie mi ciężko kupić konia w moich widełkach cenowych
(4000 euro). Owszem, zaproponowano mi kilka zwierząt, ale miały one zawsze
"coś". Do tego koszt badań lekarskich (ok 400 euro badania
kupno-sprzedaż) trochę mnie zniechęciły.
Potem przypomniałam sobie, że przecież ja znam środowisko końskie w
Warszawie. I rozpuściłam wici. Pierwszy koń, którego wybrałam to piękny siwy
siedmiolatek. Niestety, miał początki astmy. Nie zdecydowałam się. Potem
badałam 4 latka, z serduszkiem na czole. Chłopak jak laleczka. Niestety -
szpat. Potem siwą andaluzkę - kulawa na kole w kłusie. A na końcu Brzydala.
Brzydal jest w miarę zdrowy. Jego jedyny problem to kopyta, ale z tym sobie
poradzę. Tarnik już kupiłam :)
Brzydal, aktualnie ma taką ksywę, bo tyłek ma wyżej niż kłąb, duży brzuch i
mało mięśni. Liczę że urośnie i wda się w tatę.
A teraz słów kilka o przodkach. W internecie można znaleźć informacje o linii męskiej Brzydala. Dziadek to holenderski koń gorącokrwisty (KWPN) Le Voltaire, tata ma na imię Epos (SP).
Le Voltaire
Epos
Enzo vel Glutek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz