poniedziałek, 28 września 2009

Jej pierwszy raz - czyli zakładamy siodło

Zaczął się tydzień nowości. Mamy całkiem nową jesień. Bu ma nowego mini ząbka, Andrzej ma nowe piękne bąble na piętach, a ja mam nowe skarpety. Ale dziś nie o mnie. Dziś o koniczynie. Koniczyna miała dziś na sobie siodło. A wyglądało i przebiegło to mniej więcej tak:

Zostały jej przedstawione nowe rekwizyty. Czaprak, popręg i siodło. Siodło mamy skokowe. Ładnie trzyma człowieka i czuję się w nim bezpiecznie.

Odczulenie na straszny koniożerny czaprak. W sumie czaprak okazał się być mało koniożerny. Nawet przyjemny w dotyku ten czaprak.

Zapoznanie z podstępnym zaciskaczem zwanym popręgiem. I wyszło na jaw, że koniczyna jest gruba i popręg 135 jest na tzw. styk.

Łomatko, a co to na koniu siedzi? Chociaż w sumie trochę nuda. Sama nie wiem, zastanowię się.

No to próbujemy założyć wszystko razem. Nie jest źle, jest nawet całkiem dobrze. W końcu opiekuje się nami fachowiec.

Teraz należy zapiąć popręg. Trochę trudno, bo kobyłka, jak ja, jest przy kości. Trochę ruchu nam sie zdecydowanie przyda.

No jak koniu? Okej jest?

No okej, przyszły dżokej!

I to by było na razie tyle...

Jego pierwszy raz - czyli maraton i zuo

Dzisiaj o odwiecznej walce dobra ze ZUEm.
Jestem dumna z Andrzeja. Jeszcze dwa lata temu przetruchtanie 1000 metrów było wyzwaniem.

Wczoraj udało mu się pokonać siły ZUA i przebiec ponad 42 kilometry. Znaczy da się. Da się trochę na przekór. I kurcze, to jest piękne :) Andrzej kocham cię jak cholera! Tak trzymać!

Tutaj Andrzej trzyma BU, BU trzyma medal, a ja trzymam aparat. I to też jest piękne!

No tak, ja się chwalę dorosłym mężczyzną, a tymczasem zawiązek mężczyzny - BU, zjada krem do pupy. Na szczęście z pudełka, a nie z pośladków... Bardzo go to bawi, mnie mniej. chociaż z drugiej strony dobrze że nie tarza się w smole. Bo czapeczkę diabelską już posiada.

Oto czapeczka i latający na huśtawce Prezes.

Bu dorasta i wszystkie laski są jego. Aktualnie jest na etapie bajerowania każdej w przedziale 0-40 lat. A ma czym bajerować, oj ma.

Malutka, czy pójdziesz ze mną na mleczko?

I jakie pięękne zęby! Aż trzy!

piątek, 18 września 2009

Jak to drzewiej bywało...

I jak to bywa teraz.

Pisałam już że koniczyna niesamowicie zmieniła się psychicznie. Cóż, na zdjęciach trudno uchwycić zmianę charakteru. Może udałoby się, jakby ktoś obfotografował mnie w roli chorągwi powiewającej wdzięcznie za koniczyną - to wcześniej. I teraz - w roli ludzia przewodnika?

Pokażę jak zmieniła się fizycznie. W tym celu odgrzebałam stare zdjęcia.


2007 rok, jesień. Mniej więcej wtedy poznałam moje Brzydkie Kaczątko.

2009 rok, lato. Kaczątko już nie takie brzydkie.

I jeszcze specjalnie dla Beatki G. - fotka w niebieskim kantarku :-)

czwartek, 17 września 2009

Miejcie nadzieję nie tę lichą marną...

...Co rdzeń spróchniały w wątły kwiat ubiera...
Ja mam właśnie taką lichą i marną nadzieję, że jednak będzie lepiej. Może kopyta się nam rozprostują. Może Rumburak nie będzie u nas gościł co weekend. Może schudnę jeszcze z 5 kilo. Może Prezesowi zęby w końcu wyjdą. Może...
...Chociaż podobno w 2012 ma być koniec świata, bodajże w grudniu. A poza tym wszyscy umrzemy.


No więc pomalkontenciłam i spieszę się chwalić koniem. Bynajmniej nie mną.
Koń wszedł na podest. Tara! Fanfary poproszę!

Widzisz? Widzisz? Stoję!

W druga stronę też potrafię (czyli dar przekonywania Sylwii).

Ja taka mała, a ty taka ogromna...

Na odległość liny.


I Prezes... korzystający z późnoletniego słonka.

niedziela, 13 września 2009

Wrześniowe impresje

Mimozami jesień się zaczyna... A właściwie nawłociami jesień się zaczyna... Biorąc pod uwagę że aktualnie mamy fotografa - korzystamy z okazji. Oto owoce, a raczej impresje. Wrześniowe.

Dwie zarazy w krzaczorach.

Koń tropiący.

Ciężkie jest życie gwiazdy, należy przerwać posiłek aby pozować.

Bu też się nawłocie podobały.

Nasz fotograf z wnusiem.

Od jakiegoś czasu chodzę z koniczyną na długie spacery po polach i lasach. Poza zaliczeniem drobnej wtopy, czyli spacerze po kartoflisku (Tak, ukończyłam wyższą szkołę rolniczą. Tak, nie odróżniłam kartofliska od ścierniska. Chociaż coś mi się wydawało, że to pole jakieś takie strasznie wyboiste.) jest cudownie. Koniczyna chodzi ze mną na linie i czuję się trochę jak przewodnik bardzo wielkiego i wygłodniałego psa.

Udało mi się też odebrać siodło. Ciekawe czy będzie pasować. Na razie jest w renowacji. Zobaczymy czy się uda odświeżyć też kolor. No zobaczymy.

Był też pan Z. i w związku z tym męczyliśmy konia kopytowo. No to poniżej tradycyjna dokumentacja.

Prawa przednia.

Przód.Wyrównaj do środka

Prawa bokiem. Rośnie nam sztorc. Obniżenie piętek nic nie dało, zrasta pod dawnym kątem. Ma nas odwiedzić Olga K. może powie co robić żeby rozciągać ścięgna.

Prawa podeszwa. Czy coś się zmienia... Nie wiem...

Lewa bokiem. Sztorc się nie zmienił. Porównałam z 2007 rokiem.

Lewa podeszwa.

I lewa piętki.