sobota, 26 listopada 2011

ogród, ogródek, ogrodzisko

Z uwagi na niestabilność terytorialną, postanowiłam zająć się planowaniem czegoś co nie ucieknie. Dokładnie to chodzi mi o projektowanie przyszłego ogrodu.

Założenie - ogród ekologiczny, z gatunkami rodzimymi plus kilka zadomowionych. Na razie chcę posadzić szpaler drzew wzdłuż zachodniej granicy działki. Aby nieco odgrodzić się od sąsiada, ocienić i przede wszystkim odciągnąć z bagna nieco wody.
Na razie wymyśliłam brzozę brodawkową. Bo ładna nieprzytłaczająca i wiadomo że wyrośnie ;)Do tego na samo bagno cypryśnik błotny 2 sztuki, wierzba płacząca 3 sztuki, 3 orzechy włoskie odmiana Jacek. Na suchsze tereny lipa szerokolistna w ilości 2 oraz dąb błotny. I niech to sobie rośnie.
Poniżej wizualizacja patrząc od strony wschodniej. Droga to droga, staw to teren podmokły, płotek to miejsce przyszłego domu.



Może wygramy w totka i dokupimy jeszcze 2 hektary od sąsiada po stronie wschodniej, wtedy szkapy by miały własnościowy teren do biegania. Ale najpierw trzeba grać w totka.

o żesz kurwa ja pierdolę

No to nie jedziemy do Niemiec, chyba.

Gostek X zwolnił miejsce dla mojego małża, bo dostał awans. Ale nie przeszedł oceny okresowej. Więc X zaproponowano powrót na stare "śmieci", a małżowi podziękowano za udział w procesie rekrutacyjnym. I poproszono o pozostanie w starej roli. Acha. I odznaczono medalem z kartofla za postawę niekonfliktową. Ja za to przez jakiś czas ziałam ogniem i dymem z nozdrzy. Małż przezornie poinformował mnie o zaistniałej sytuacji będąc (bezpiecznie) tysiąc km dalej.
Smaczku sprawie dodaje to że przyszły i niedoszły szef małża mego, chce owego małża w zespole i podobno kombinuje jak by to zrobić żeby małża zatrudnić. Szansa jedna na 100. Że mu się uda.

No to się odnastawiam na Niemcy i zajmuję ogrodem. Chwilowo jest zimno i brzydko i nie mam kasy na lekcje jazdy, i na wyjazd do konia i na struganie kopyt.

Chcę cieplutkiej herbatki, kocyka i świętego spokoju.

sobota, 19 listopada 2011

eco dryving

Już wiem jak nasze ukochane państwo rozwiązało problem szybkiej jazdy! Otóż dzisiaj odkryłam że autko posiada taki mały sprytny licznik spalania. No to postanowiłam tak jechać, żeby to spalanie było dla mojej kieszeni jak najłaskawsze. Jechałam sobie więc 70, podziwiając wsie i opłotki. Co jakiś czas wyprzedzali mnie jacyś szybcy i wściekli. A ja sobie tak jechałam...
Aż dojechałam do Andaluzji. Pogapiłam się na kopytka, coś tam proforma skrobnęłam nożem, wyrównałam tyły w białej nodze. Odkryłam piękną michę w czarnym kopycie (odpadły ostatnie kawałki martwej podeszwy na pazurze). Wyszukałam jakieś siodło, które by w miarę pasowało i poszłam z koniem na spacer.

Koń spacerowy z siodłem lecącym na tył


Piękna micha

piątek, 18 listopada 2011

A takie tam gadanie

Powiedziałam w pracy, że wyjeżdżamy. Nie wiem jeszcze kiedy, ale najpewniej będzie to w okolicy lutego 2012. I powiem Ci, że jak czytam co się będzie działo w stolicy w najbliższych latach, to wyjazd z tego pierdolnika jest doskonałym pomysłem. A co takiego się ma dziać? Inwestycje! Zamykają mosty, budują obwodnice, drążą metro… super. Niestety wszystko na raz. Tym niemniej jest nadzieja, że jak wrócimy to dojazd do bagna będzie miły i komfortowy. Czekamy na zbudowanie obwodnicy Kołbieli, poszerzenia krajowej 17 (ma zyskać status drogi ekspresowej. Wjazd do samej Warszawy będzie dodatkowo ułatwiony dzięki mającemu powstać Mostowi Południowemu i obwodnicy autostradowej.

W związku z tym wszystkim wczoraj w gminie złożyłam wniosek o odrolnienie części działki. Do wniosku pierdyknęłam mapkę, co by wójt się nie pomylił przypadkiem. Pani sekretarka wójta powiedziała, że nie będzie problemu. W związku z tym za kilka lat będziemy mogli wybudować sobie mały biały domek na działeczce 2400 metrów. Pozostałe meterki oczywiście też zagospodarujemy (najpewniej sadząc ziemniaki, hehe). Bonusem jest planowanie wyasfaltowania drogi dojazdowej do bagna, co powoduje że będziemy tam mieli zacne warunki do mieszkania (prąd, wodociąg, droga), może jeszcze kanalizację zrobią? Kto wie?

Na zdjęciach pozwoliłam sobie mniej więcej zaznaczyć położenie małego białego domku.




Wczoraj ostrugałam dwa kucyki. W zeszłą niedzielę dwa wielkokonie. Jutro Andaluzję… Mam sińce na rękach i nogach, zakwasy w pośladkach i bąbel na ręce (odgniot od noża). Super. Wyglądam jak ofiara przemocy domowej. Do tego codziennie noszę mojego słodkiego 18 kilowego potworka do przedszkola. W grę wchodzi tylko ta forma transportu. Dzięki temu moja kondycja znacząco się poprawiła. Zrozumiałam dzięki temu jak ważny jest stabilny i niezależny dosiad z punktu widzenia istoty noszącej. Bardzo interesujące doświadczenie. Polecam przetestować. Zapraszam w dni robocze o godzinie 8.00.
Pozdrowienia

szadź na bagnie













niedziela, 13 listopada 2011

Andaluzja odpalona jeździecko

Udało się w weekend odpalić Andalzję.
Znaczy odpaliła ją Sylwia. Ja dzielnie towarzyszyłam jej na hucułku.
I w prawdzie wyglądałyśmy jak żywy przykład znęcania się nad zwierzętami bo jeden koń z powykręcanymi nogami a drugi dramatycznie kaszlący. Podsumować nas można było tak: ministerstwo dziwnych kroków i zaawansowany gruźlik.

No nic, krzywus, nie krzywus. postanowiłam kontynuować ta nową świecką tradycję i spacerować z Andi po lesie. Z resztą to jedyny sposób żeby uciec od Benka, który kojarzy mi się coraz bardziej z muchą plujką. Niestety moje bywanie u konia wymaga ekwilibrystyki godnej cyrkowca. Z jednej strony chcę zrobić jak najwięcej zAndi, a z drugiej Benek wymaga ciągłej uwagi. Nie mogę go urazić, bo opiekuje się Andaluzją i robi to naprawdę dobrze. Niestety przebywanie z nim na przestrzeni mniejszej niż 100m na 100m powoli doprowadza mnie do tików nerwowych. Po raz kolejny stwierdzam że matka dziecka i matka konia musi czasem zacisnąć zęby.

Co do Andaluzji to planuję kupić butki do spacerów i do środka butków zapodać wkładki z neoprenu w celu stymulacji strzałki. Chociaż zdaję sobie sprawę że spacery powinny się odbywać minimum 2 razy w tygodniu. Może zacznę pracować na ¾ etatu?
Powoli obniżam zewnętrzną ścianę, kąt wsporowy i ścianę wsporową.

Na zdjęciu narysowałam co starnikowałam. Na razie koń nie protestuje.

I jeszcze na koniec wyrażam głęboki żal, że obiecałam Sylwii że nie zamieszczę jej fotek w stroju kozackim. Bu!

czwartek, 10 listopada 2011

...gdyby mi się tak chciało jak mi sie nie chce...

Do 18 listopada musimy zgłosić do urzędu gminy, wniosek o przekształcenie części działki na budowlana lub siedliskową. Jeszcze nie wiemy co lepsze. Ale mi się nie chce tam jechać...

I do tego trzeba Prezesowi paszport zrobić. I jeszcze trochę popracować w doradztwie personalnym (przypominam, strasznie mi się nie chce). W sumie wolałabym zająć się struganiem kopyt. Brakuje mi ruchu, siedzę na tyłku i obsesyjnie myślę o tym co bym zjadła. Gapię się w monitor i rdzewieję. Potrzebuję ruchu.

I jeszcze przypomniałam sobie - szczepienia i leczenie zębów Pana Prezesa, i moje dwa próchniaki tez trzeba ogarnąć i przegląd podwozia.

Ale mi się nie chce.

Chce mi się czekolady. Zjadłam czekoladowy budyń z ksylitolem. I nadal chcę czekolady. Idzie zima.

niedziela, 6 listopada 2011

hardcore

Werkowałam dzisiaj żywe kopyto kursowe. Było wszystko. Zagrzybiona strzałka, ściany poprzerastane o dobre 10 cm. Syf kiła i mogiła. Do tego kopyto było przymocowane do bardzo żywego konia. Grubego niemiłosiernie. Kobyła nie podaje nóg. No nic dwóch chłopa ja trzymało, 3 obcinał cęgami ściany (ja nie dałam rady tego odciąć). Pan rolnik, 80 lat na liczniku, się trochę obraził bo kazałam konia odchudzić i nauczyć trzymać nogi.



Hardcore był, bo obcinało się po trochę pomiędzy odsadzaniem się kobyły. Na razie udało mi się zrobić prawy przód. I troszkę lewego. Przestałam kiedy koń się uspokoił.

Za tylne nogi się nie biorę dopóki diablica wcielona o dźwięcznym imieniu Gertruda nie nauczy się ich podawać. Lubię swoje zęby ;)

Lubię tez swój aparat, więc zdjęć żywego kursowego kopyta nie będzie.

Zdjęcia porównawcze spokojnego tuptusia - Andaluzji. Zmiany na przestrzeni półtora miesiąca mniej więcej. Po lewej stronie stan aktualny.

... i lewy przód

sobota, 5 listopada 2011

Nie ogarniam tego kopyta

3 odnóża konia są w porządku, 4 krzywe. Werkuję tą nogę tak jak chce koń. Zgodnie z podeszwą. Efekt - koń stojąc nie opiera się na kącie wsporowym, który wisi sobie radośnie w powietrzu.
Nie kumam o co kaman.
Może chodzi o to że teraz punkt podparcia wychodzi na tej samej linii? Z tyłu wygląda to tak.

Tym niemniej ruch tej nogi się poprawił, kobyła nie bilarduje, stawia sobie tę nogę w miarę prosto.

Od spodu sytuacja wygląda tak:


Do tego koń stracił strzałki. Zaczęły się oddzielać w poziomie, wyglądało to jakby ktoś jej odciął bardzo ostrym nożem strzałkę w poziomie. Wzięłam i wycięłam, a raczej oderwałam dyndające kawałki.


W czarnym kopycie nie lepiej, połowy strzałki nie ma:


Czarna dziura zaczyna zarastać twardą strzałką, boskie to jest normalnie. Macałbym i macała. Do tego mam wrażenie zaczynają jej się wypełniać dziury, które u standardowego konia są wypełnione strzałką gąbczastą.


Od tyłu wygląda to tak:


Generalnie powiało optymizmem. Wetka oglądnęła kobyłę i stwierdziła że można na nią wsiadać. Co mnie nieco przeraziło.

czwartek, 3 listopada 2011

home sweet home

A dupa, wcale nie taki sweet.

Piję sobie kawę i patrzę co mi tak biega wte i we wte po kącie na suficie. Patrzę, patrzę i filozoficznie myślę że mam pająka z adhd. Cudnie. O poranku mało co mnie rusza. Patrzę uważniej i widzę że pająk (zapewne z błyskiem w oczach) ma właśnie zbiory mszycowe. Po większości mieszkania latają i spacerują mszyce, które radośnie się wyroiły z przyniesionych chryzantem. Mam nadzieję że pająk nie padnie na serce, biedak nieprzyzwyczajony, zwykle łapał komara raz na miesiąc.

W łazience góra prania, między innymi dlatego że przed wyjazdem Bu oblał pościel.

W kuchni niewyrzucone śmieci trzeba było spacyfikować. Za niesubordynację i chęć ucieczki poszły na balkonową Syberię.

Na podłodze rozrzucone orzeszki gdyż Bu ostatnio mocno gustuje w orzeszkach. Zjada, wciera w skórę i gra nimi w chowanego.

No i na koniec zblazowany Bu po pasowaniu na przedszkolaka.