poniedziałek, 27 kwietnia 2009

zaległości zdjęciowe

Miękusia podusia ;) Andrzejku wybacz, nie mogę się powstrzymać...



Jaki fajniutki wzorek...


Fałdek wciąż przybywa...


Misio!


Kangurzyca (we włosach brzozowych w nieładzie) i kangurzątko...

niedziela, 26 kwietnia 2009

ta ostatnia niedzielaaa w Musułach


Tę niedzielę spędziliśmy pracowicie...

Na początku było narzekanie, tym razem moje, że Iwo narzeka. Narzekaliśmy jakiś czas, po czym zapadła decyzja o podróży do Musuł. To ostatnia niedziela Andi w stajni Pegasusa.

Pogoda przepiękna, wiosna jak marzenie.
Korzystając z nowo zdobytej umiejętności zachustowałam Iwona. I wyruszyliśmy...


Ciotka Andi musiała sprawdzić czy chusta na ramieniu dobrze się trzyma.


Po spacerze wzięłam sierściucha na linę 3,7 i założyłam halterek. Ręce mi sie trzęsły z emocji :) to był nasz 1 raz ;) Potem po prostu z Andi pobyłam.

Andrzej tymczasem tulił Iwona do łona, w siodlarni.

Acha... Andi miała wizytę kowala - Jana Ciołka. Obciął jej dużo za duże piętki, wydłubał trochę ropy z kopyta i stwierdził, że poprzedni kowal był do dupy. Z czym się w 100% zgadzam. Andi jest rozkuta. Efekt taki, że od 2 dni kuleje, bo kopytka nieprzyzwyczajone.

No dobrze, zapakowaliśmy się do auta i wróciliśmy cali happy do domu. A w domu jeszcze troszkę zabawy.


Potem mała przekąska.


Kąpiel z włochatą stopą taty (gumowe kaczuszki są takie pospolite).


I lulu :)

sobota, 25 kwietnia 2009

chustonoszenie

Uparłam się na noszenie Prezesa w chuście.

Piękny dziś dzień nastał, więc uzbroiwszy się cierpliwość i instrukcję - zamotałam Iwona.
I jak zamotałam to poszliśmy na spacer. Nad nami nasycone błękitem niebo, dookoła soczyście zielone krzaczory. Słowiki śpiewały a trawa szumiała. I tak w nostalgicznym nieco nastroju wędrowalismy sobie. Iwonek bawił się listkami, pojadł brzegi chusty... Zachęcona tym, postanowiłam iść dalej. Ma
ły nie protestował. I jakie było moje zdumienie, kiedy zauważyłam że zasnął. I to było piękne.

Szkoda że nie mam jak robić zdjęć małego w chustowych spacerach. Na pocieszenie najnowsza fotka by Krzychu.


piątek, 17 kwietnia 2009

nic mi sie nie chce, albo i nie

Nic mi się nie chce.

Wróciłam od rodziców umęczona okrutnie, bo odzwyczaiłam się od twardego materaca. Jeżu kłujący, jak ja mogłam na tym madejowym łożu spać?

Nici z luźnych spokojnych poranków, dziadkowie dziwnie często wzdrygali się przed poranną wizytacją ukochanego wnuczka.

Nic dziwnego, że padałam na rzęsy po dwóch tygodniach.

W drodze powrotnej, Prezes miał doskonały nastrój, szczególnie chętnie wyrywał mi włosy... uciec nie miałam gdzie… Bu…

Jak już przybyliśmy do Wielkiej Wioski, postanowiłam odpocząć. Nic mi się nie chciało.

Poszłam zobaczyć zaniedbaną balkonowa florę. I ...od razu mi się zachciało. Bo na nicniechcenie najlepszy jest kot. A uściślając, kot sąsiada traktujący moje doniczki jak swoją toaletę. Kot tak mi świetnie robił na oklapłość, że w nocy spać nie mogłam, tylko obmyślałam szczwany plan jak się okrutnika pozbyć z doniczek.