piątek, 17 kwietnia 2009

nic mi sie nie chce, albo i nie

Nic mi się nie chce.

Wróciłam od rodziców umęczona okrutnie, bo odzwyczaiłam się od twardego materaca. Jeżu kłujący, jak ja mogłam na tym madejowym łożu spać?

Nici z luźnych spokojnych poranków, dziadkowie dziwnie często wzdrygali się przed poranną wizytacją ukochanego wnuczka.

Nic dziwnego, że padałam na rzęsy po dwóch tygodniach.

W drodze powrotnej, Prezes miał doskonały nastrój, szczególnie chętnie wyrywał mi włosy... uciec nie miałam gdzie… Bu…

Jak już przybyliśmy do Wielkiej Wioski, postanowiłam odpocząć. Nic mi się nie chciało.

Poszłam zobaczyć zaniedbaną balkonowa florę. I ...od razu mi się zachciało. Bo na nicniechcenie najlepszy jest kot. A uściślając, kot sąsiada traktujący moje doniczki jak swoją toaletę. Kot tak mi świetnie robił na oklapłość, że w nocy spać nie mogłam, tylko obmyślałam szczwany plan jak się okrutnika pozbyć z doniczek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz