Tę niedzielę spędziliśmy pracowicie...
Na początku było narzekanie, tym razem moje, że Iwo narzeka. Narzekaliśmy jakiś czas, po czym zapadła decyzja o podróży do Musuł. To ostatnia niedziela Andi w stajni Pegasusa.
Pogoda przepiękna, wiosna jak marzenie.
Korzystając z nowo zdobytej umiejętności zachustowałam Iwona. I wyruszyliśmy...
Ciotka Andi musiała sprawdzić czy chusta na ramieniu dobrze się trzyma.
Po spacerze wzięłam sierściucha na linę 3,7 i założyłam halterek. Ręce mi sie trzęsły z emocji :) to był nasz 1 raz ;) Potem po prostu z Andi pobyłam.
Andrzej tymczasem tulił Iwona do łona, w siodlarni.
Acha... Andi miała wizytę kowala - Jana Ciołka. Obciął jej dużo za duże piętki, wydłubał trochę ropy z kopyta i stwierdził, że poprzedni kowal był do dupy. Z czym się w 100% zgadzam. Andi jest rozkuta. Efekt taki, że od 2 dni kuleje, bo kopytka nieprzyzwyczajone.
No dobrze, zapakowaliśmy się do auta i wróciliśmy cali happy do domu. A w domu jeszcze troszkę zabawy.
Potem mała przekąska.
Kąpiel z włochatą stopą taty (gumowe kaczuszki są takie pospolite).
I lulu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz