niedziela, 27 czerwca 2010

Nierówna walka

Dzisiaj moja pupa powiedziała stanowcze „ała”. Miałam zaszczyt siedzieć w jednym z najbardziej niewygodnych siodeł jakie spotkałam w moim życiu. Nie dość ze za małe na moje gabaryty, to jeszcze w pakiecie dodatkowym wyposażone w dziwne buły przy poduszkach kolanowych i nie mniej dziwne buły przy mocowaniu puślisk. Dzięki takim udogodnieniom dzisiejsza jazda przypominała raczej walkę o przetrwanie niż człapanie nakonne. Teraz już wiem czemu na ichniejszych lekcjach jest taki duży odsetek jeźdźców wożących się na oklep.

Wniosek jest prosty – poza narzekaniem oczywiście – aktualnie jestem skazana na nierówną walkę z przedmiotami martwymi, bo nie mam takiej równowagi, żeby poradzić sobie na oklep.

Zaś pan Koń był bardzo współpracujący i mam duże wyrzuty sumienia widząc jak obtłukuję mu gnaty. Z drugiej strony mam jeszcze większą motywację, żeby pracować nad równowagą i dosiadem bo szkoda mi zwierzaków.

A… i przydały się te chwile spędzone przy PNH. Konie szkółkowe mają to do siebie, że lubią posprawdzać na co mogą sobie pozwolić. Ale kilka chwil na lądzie z zabawą w driving zadu i trochę friendly pozwoliła mi i klaczy (bo to była dziewczyna) porozumieć się w kilku istotnych kwestiach. Potem było już z górki.

Chociaż na początku dnia pojawiły się problemy. Najpierw obudził mnie mąż o nieludzkiej godzinie 5 – bo on idzie biegać. Potem jak znowu usnęłam to okazało się, że jestem za 30 minut zapisana na jazdę konną. W związku z czym byłam zmuszona bić ,z duszą na ramieniu, rekordy prędkości. Następnie natknęłam się na pieszą pielgrzymkę rodzin spieszącą w zawrotnym tempie 3-4 km na godzinę (mierzyłam) do Częstochowy (przyznaję - w pewnym momencie zastanawiałam się czy ich nie zignorować, ale udało mi się znaleźć objazd). I w końcu szczęśliwie znalazłam się u celu 3 minuty przed czasem.

A teraz, kilka godzin później, moczę zadek w chłodnej wodzie i piszę to krótkie sprawozdanie.

czwartek, 24 czerwca 2010

ku pokrzepieniu serc

wszystkich werkowaczy...

Pracuj nad sobą

a z koniem się baw!

Z braku konia pozostaje mi praca na sobą. I tak się zastanawiam, czy kiedykolwiek będę się czuła komfortowo sama z Andi? Może tak. Najfajniej by było gdybym mogła znać odpowiedzi co robić w przypadku każdego zdarzenia. Niestety, tak to tylko w Erze...
Mogę poznać odpowiedzi na najczęściej pojawiające się pytania. A potem... potem zostaje mi tylko zdobywać doświadczenie. I tutaj mam duże braki właśnie.

Czyli brak doświadczenia równa się brak komfortu.
Zostaje mi więc na razie pasożytowanie na Sylwii :)

A z czasem usamodzielnienie się. Aby się usamodzielnić należny wychodzić dalej i dalej poza strefę komfortu, aż poczujemy się pewnie w danym miejscu i czasie. Czyli przybliżanie i oddalanie. Całkiem jak z koniem.

Zdjęcie nadbałtyckie z Beti, Bu i mną.

poniedziałek, 21 czerwca 2010

sina dal

Sylwia wyjechała na weekend w siną dal. Kiedy postanowiła wrócić, to Andrzej wyjechał w siną dal. W związku z czym ja nie mogę przyjechać w tym tygodniu do sinej dali (czytaj najnowszej stajni, w której mieszkają konie Sylwii). Och, znaczy mogę przyjechać, ale z Prezesem. Czyli w celach turystycznych a nie edukacyjnych.

Za to w weekend udałam się na lekcję do stajni S. I jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się że koniem nie skręca się ciągnąc za wodzę w stronę, w jaką chcemy jechać. I tak zaczęło się mozolne restartowanie mojego ciała.
Postanowiłam zobrazować Wam jak wyglądała ta jazda (w stępie – oczywiście).

1.polecenie instruktorki – jedź dookoła mnie, spróbuj zwiększać okręg po spirali


2.moje wykonanie tego ćwiczenia


Jeszcze 50 jazd i się uda. Na pewno się uda.

Andaluzja gruba i szczęśliwa. I brudna.


Pomimo jej grubości, kopyta wyglądają lepiej i nie ma na nich obrączek ochwatowych. Kurcze, wybiorę się na kurs dr Strasser za jakiś rok. Metoda jest trudniejsza niż ta, o której uczyłam się u Larsa. Tutaj można na pewno więcej zepsuć, ale myślę, że sprawdza się przy takich chorych kopytach jak mojej kulawinki. Oczywiście sama metoda nic nie zdziała – widzę jak bardzo jest potrzebny odpowiedni sposób trzymania konia.

sobota, 12 czerwca 2010

Pierwsza jazda w nowym miejscu

Nie mam pomysłu na tytuł...

Udało mi się w końcu umówić na jazdę z Sylwią. Pomimo kłopotów z dojazdem dotarłam wieczorową porą do nowej stajni. Otoczenie bajeczne. Byłoby idealnie gdyby nie stada komarów. Już dawno nie widziałam takich chmur tego latającego badziewia. W czasie lekcji wyszło na jaw, że miesiąc przerwy jednak robi swoje. Do tego Sylwia brutalnie zniszczyła moje marzenia o lansie na koniu.
Niestety mała kuleczka nie wygląda „profi” na żadnym koniu. Ach, żegnajcie moje marzenia o rewii mody, stroju dobranym pod kolor czapraka i markowych ciuchach. Adios zdjęcia na końskich forach podpisane niewinnie – chyba nie najgorzej, prawda? Zostaje mi dupoklepstwo po łąkach, lasach i ugorach, z dala od ludzkich siedzib. Pocieszam się, że będę miała za to dużo chętnych współpartnerek, do jazdy. Przy mnie większość ludzkości na koniu wygląda jednak lepiej.

No dobrze. Dla fanów kopyt, zamieszczę jeszcze zdjęcia tylnych przeszczepów. Porównanie marzec czerwiec 2010.




I na końcu
filmik z biegającą Andaluzją
(jakby nie chodził moja nazwa użytkownika na youtube to joasia976)

wtorek, 8 czerwca 2010

Kopyta w czerwcu.

Veni, vidi i sfotografowałam.

Koniczyna biega lepiej i jakby od piętki. Mam wrażenie że zaczęła pracować strzałką (widać że linia włosów na piętce jest bliższa linii prostej niż literki v).

No i teraz zaczynamy to na co setki czytelników ;) czekają.
Andaluzja od przodu kopyta stawia bardziej na wprost.


Lewy przód. Słynne cięcia otwierające. Martwię się o tą nogę. Mam nadzieję że się poprawi strzałka. Na podeszwie widać z przodu wałek, koniczyna opiera się o niego i odciąża oderwaną przednią ścianę. Tomek z przodu mustanga nie robi, aby zwiększyć siłę dźwigni (chodzi o maksymalne dociążenie piętek), niestety odbywa się to kosztem odrywania się ściany z przodu. Cóż, ja postanowiłam ostatni raz zaufać w zakresie kopytowym i czekam na efekty. Może ktoś postronny się wypowie?


Lewa z boku. W stój Andaluzja nie dociąża piętki, albo może tak stanęła. Nie wiem, jak przyjadę na dłużej, to będę miała większą możliwość obserwacji.


I tył. Widać bardziej prostą linię włosów.


I prawy przód. Co sądzicie?


Tyłem. Według mnie wyrównuje się asymetria w piętkach i kopyto trochę mniej jest poza pionem z tej trudniejszej strony.


No i bokiem.


I co, a no to, że w tym przypadku w kosmos lecą zasady obrabiania ściany na grubość i popełnianie słynnego mustang rolla. W tyłach, nasz fachowiec, obrabia ściany na grubość, zaokrągla je i niweluje flary. Z przodami tego nie czyni. Widać na tym przykładzie, że praca z patologicznymi kopytami ma się tak do tego co się uczyłam na kursie u L.P. jak pięść do stopy.

Acha, aktualnie przebywam w domu z dziecięciem. Nie pracuję zawodowo - znaczy. I jeszcze nie wiem czy należy mi składać gratulacje, czy kondolencje. Ot zagwozdka.

wtorek, 1 czerwca 2010

z okazji dnia Prezesa

będzie Prezes!


Odwiedzili nas dziadkowie




A dwa dni później poszliśmy na spacer i zobaczyć dzień dziecka na naszym Bemowie.
Bu się lansował na scenie :)


A potem zwiedzaliśmy forty. Tata pokazywał małemu człowiekowi kaczuszki.

Bu ganiał gołębie.


A kiedy się zmęczył zaprowadził tatę do domu.