niedziela, 27 lutego 2011

Ignor

O nie!

W marcu zaczyna się wiosna. Wszystkie przejawy zimy zamierzam ignorować. Począwszy od przyszłego wtorku.


Tymczasem na parapecie naszego mieszkania...

piątek, 25 lutego 2011

Myślę sobie że, ta zima kiedyś musi minąć...

Myślę sobie że

Wszystkie znaki na niebie wskazują na to że mam pracę. Na znaki na ziemi poczekam do momentu podpisania papierów. Do tego mam do wyboru formę umowy , wymiar czasu pracy i miejsce pracy. Opcja full wypas dla starszawej matki nieco przechodzonego dwulatka. Czekamy tylko do wiosny.

Z rzeczy do załatwienia mam ogarnąć zęby Prezesa, umówić zęby męża, pójść do lekarzy z Prezesem i sama zrobić przegląd po 31 latach ;)

Odchudzanie ciągle trwa. Od prawie dwóch tygodni waga w prawdzie nie spada, ale czekam i dalej dietuję. Osiągi na dziś – zmiana z rozmiaru 46 na przyciasną 40.

sobota, 19 lutego 2011

Znów śnieg, buuuu...

Spadł śnieg. Wizja wiosny oddaliła się w dal.
Na pocieszenie upiekłam dietetyczny piernik.

Historia jednego ciasta…

Wyglądało tak


Postawiłam do ostygnięcia i zleciały się sępy


A potem zostało...

środa, 16 lutego 2011

bezwarunkowa miłość

Dzisiaj poczułam się bezwarunkowo kochana.

Leżę sobie na kanapie z brzuchem w górze i powoli żegnam się ze znikającym sadełkiem. Podciągnęłam koszulkę i gadam do brzucha (kurczę, to chudnięcie to jak odwrotna ciąża).
W tym samym czasie przydreptuje do mnie mój BU i całuje mnie w fałdzisko. Po czym trze swoją łapką po moim brzuchu i mówi „gładziu, gładziu”.

Cudowna chwila. Ale wiem, że za momencik, będę musiała zasłużyć na taką akceptację. Teraz dla BU jestem chodzącym ideałem. Ale już teraz muszę ciężko pracować żeby będąc nastolatkiem nadal mi ufał i mnie podziwiał. Obym sprostała zadaniu.

wtorek, 15 lutego 2011

płaczliwa skarga

Głooowa mnie boooli :(

Wczoraj ambitnie wlazłam na stepper. Bardziej w celu naprawienia mocno podupadłej kondycji, niż w celach odchudzających. Wlazłam o godzinie 21. Po kwadransie przyszedł sąsiad z góry z pretensjami, że coś stuka i puka, a on by się chciał zrelaksować. Więc ładnie przeprosiłam, bo z reguły tracę pewność siebie kiedy rozmawiam z dominującymi osobnikami obu płci. Potem jestem na siebie zla.

Sąsiad poszedł precz, a ja spędziłam resztę walentynkowego wieczoru, na zmyślnym wygłuszaniu stukotu. Dzięki bogu, że jestem inżynierem. Poradziłam sobie z wyciszeniem piekielnej machiny za pomocą kleju, watoliny i plastrów opatrunkowych. Wiedziałam, że moje studia kiedyś się przydadzą!


Dzisiaj mnie tknęło – przypomniałam sobie o zakurzonej karcie kredytowej, ukrytej w czeluści szuflady. Na koncie do zapłaty 120 złotych. Za użytkowanie karty. No to nauczona doświadczeniem zadzwoniłam do banku. Cofną mi opłatę, jeśli do końca marca zapłacę ową kartą za zakupy o min wartości 200 zł. Super. Ale żeby zapłacić muszę aktywować nową kartę, a żeby ją aktywować muszę podać numer do pracy, której aktualnie nie posiadam. Moja linia bohaterskiej obrony 120 zł opierała się w całości na arogancji bogatego klienta, więc przyznanie się do braku pracy, odpadało. Zasymulowałam problemy z połączeniem i teraz zastanawiam się co dalej. Chyba nie pozostaje mi nic innego jak zapłacić. Bu.

Waga od tygodnia stoi w miejscu. Winę ponoszą polskie surimi, które mają jakieś horrendalne ilości cukru w sobie. A w ogóle to wizja zjedzenia piersi z kuraka mnie dobija. Przerzuciłam się więc na chudą wołowinę i poszłam z torbami. W ciągu 2 dni wydałam całą kasę przeznaczoną na jedzenie w tym tygodniu. Na szczęście jutro zaczynają się trzy dni warzyw, to jakoś dam radę się wyżywić. W ostateczności kupię sobie tą znienawidzona pierś z kury. Wizja zjedzenia jej skutecznie zabije resztki apetytu. W czwartek wróci Andrzej, to coś spożywczego od niego wyżebrzę.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Walentynki

APEL!
Pamiętajmy o naszych najbliższych przez 365 dni roku, a nie raz - 14 lutego. I pamiętajmy że nie chodzi w walentynki o miłość, nie przepraszam – chodzi o miłość do pieniędzy ;P
Świat pokrywa się coraz grubszą warstwą lukru, spod tej warstwy nie widać często, że coś niezbyt świeży ten nasz torcik. Od cukru ponadto się tyje. Jedzmy warzywa! A sacharozę stosujmy z rozwagą.
No i mi taki spożywczy apel wyszedł.

A, jeszcze walentynka dla was.

niedziela, 6 lutego 2011

kolejna porcja grozy - oficjalne miesięczne podsumowanie

Dzisiaj mija miesiąc walki z upartymi kilogramami. Najtrudniejszy byl ostatni tydzień, który dał mi do wiawatu. Ostro się przeziębiłam. Przez trzy doby miałam wysoką gorączkę, dreszcze i taki katar, który zawstydził turbodymomena. I wtedy zgrzeszyłam raz- zeżarłam jabłko. Ale nie było mi z tym źle wcale. A do jabłuszek wrócę akurat kiedy będą świeżutkie i pachnące papieróweczki. Mniam, mniam.

Do tego moja mamusia tez zaczęła się odchudzać. MAMUSIU! CAŁA POLSKA CI KIBICUJE!

No i jeszcze obiecana porcja grozy. Pupa po miesiącu dukania prezentuje się tak.

Powyższa pupa z dużym trudem i w pocie pośladów, ale jednak – zmieściła się w spodnie rozmiar 40. Hurra!