poniedziałek, 29 lipca 2013

Urodzone ziemniaki kanapowe

Pozwolę sobie sparafrazować tytuł kolejnej po "Bez Ograniczeń" pozycji na mojej liście sportowych lektur.
Chodzi o książkę "Urodzeni Biegacze", rzecz o ultramaratończykach.

Najbardziej trafił mi do serca fragment traktujący o tym, że prawdziwy biegacz kocha życie i innych ludzi. Że to dobra dusza, która pragnie miłości i wolności. Dla wszystkich.

Ale do rzeczy. Ludzie przedstawieni na kartach książki to w większości osoby, które wstały z kanapy, założyły buty do biegania, lub sandały ze starej opony i ... zaczęły biegać codziennie po kilkadziesiąt kilometrów. Po prostu urodzeni biegacze.

A ja powiem Wam, że mogę wstać z łóżka, założyć papucie i codziennie spędzić przed telewizorem kilka godzin. Po prostu urodzony ziemniak kanapowy. Bez przygotowania. Ha!!! Mogę być nawet, jak się przyłożę, ultra ziemniakiem kanapowym. Myślę że dałabym radę spędzić tak dobę. Z przerwą na siusiu.



.....



Insanity to rzeźnia

niedziela, 28 lipca 2013

Hardcore dopiero się zacznie!

Ha, dostałam w prezencie Insanity.
To zestawy ćwiczeń oparte na interwałach. Będzie ciekawie :)

Jutro robię test (będzie pot, krwi i łez nie przewiduję).
Program jest rozpisany na 6 dni w tygodniu, ćwiczy się ok godziny. Z uwagi na to że biegam, rozdzieliłam Insanity pomiędzy biegania. Liczę że poprawię siłę mięśni i wytrzymałość. No i wzmocnię ramiona.

Na zielono plan wykonany :)
Tabelka jest jasna (cyferki typu "156-172" to moje tętno, 5' 5 minut biegu przy tętnie x)?


sobota, 27 lipca 2013

Małż się wytapia a ja na zielono się noszę

Mąż dziś walczy ze ćwiarteczką Ironmena. Mam nadzieję że się nie ugotuje, bo ma tam 34 stopnie. Pocieszam go, że w Kona też takie upały są, niech się hartuje. Ja siedzę w domku i popijam mrożoną zieloną herbatę. Nie mam ambicji być żelazną dziewczynką. Na razie, bo kiedyś... kto wie?

W tym tygodniu wszystkie zaplanowane aktywności są wykonane, poza dzisiejszym bieganiem, które z racji braku męża odkładam na jutro (nie to że bez męża nie biegam, po prostu ktoś musi dzieciaka popilnować).

Obmierzyłam się centymetrem. Pomiar niezbicie pokazał, że moja talia wynosi 68 cm. Najlepsze jest to że kiedyś moje udo miało tyle w obwodzie...

Z okazji 70% wyprzedaży kupiłam krótkie spodenki i bluzeczkę. 


I porównanie przodu.
czerwiec 2012               lipiec 2013

czwartek, 25 lipca 2013

5 km w sierpniu i 10 km w październiku!

Tak, tak, zapisałam się na biegi uliczne. A tak się boję rywalizacji, skompromitowania się i tego że mnie tłum wyśmieje (co jest bzdurą, ale we mnie głęboko siedzi).

 Tutaj pomoże tylko praca nad głową i może trochę wina. I śpiew. I  miłość. Chociaż wina nie za dużo , bo dziś przez to boli mnie głowa.

Małż wczoraj dzwoni:
-Kochanie, wiesz, że przegapiliśmy coś ważnego?
-Mężu, czyżby "Kac Vegas 2"
-Rocznicę ślubu...

Dziecię zakupiło mi strój kąpielowy. W kwiatuszki. Przy okazji zaprezentuję wraz ze zdjęciem porównawczym. Dobry kierunek :)))

Pani po lewej - przed bieganiem, pani w środku maj 2013, pani po prawej lipiec 2013.


wtorek, 23 lipca 2013

Temperatura rzuca mi się na mózg.

No właśnie, byłam na wyprzedaży i kupiłam sobie górę od stroju kąpielowego. Ale w domu okazało się wzięłam nie ten rozmiar. To właśnie efekt 34 stopni w cieniu dzisiaj. Obwód za luźny. Miseczka jeszcze ujdzie. A miseczka... uwaga, B!
W obwodzie 80 cm, czyli teraz muszę szukać staników 65 E (to moja normalna rozmiarówka). No i cyckom swoim powiedziałam żegnajcie. Ale nie jest źle. Lepiej się biega z mniejszymi.

Co do biegania to dziś już 2 raz wstałam po 5 godzinie (samo wstanie o tej porze to dla mnie czyn heroiczny) i poszłam poszurać. Plan się sam nie zrealizuje.

Ponieważ u nas lato w pełni, a ja tylko długie spodnie posiadam (no i 2 pary spodenek do biegania), to zmuszona okolicznościami przyrody wzięłam nożyce i upitoliłam białe dzwony. Szkoda niewielka bo i tak ich nie nosiłam na niepraktyczność przy małym dziecku. Chociaż odbite na udach małe czekoladowe łapki wyglądają uroczo. W każdym razie przełamałam się i po raz pierwszy od kilkunastu lat poszłam na miasto w tak krótkich tekstyliach. Alternatywą było usmażenie się.

Poniżej moje efekty krawieckie plus omówiony wyżej stanik kąpielowy. Plus wystające żebra (do zdjęcia automatycznie wciągam brzuch - taki odruch, nie poradzę, teraz wygląda to trochę żałośnie, ale pracuję nad kaloryferem).



niedziela, 21 lipca 2013

1/12 ukończony

Pierwszy tydzień z dwunastu zaliczony.

-wtorek 38 minut w tempie 7.25 min/km
-czwartek 33 minuty w tempie 7.45 min/km
-niedziela 42 min w tempie 7.23 min/km

-do tego raz ćwiczenia ze sztangielkami, raz callanetics (tutaj zamierzam wprowadzić naprzemiennie z dniami biegowymi callanetics i sztangielki).

sobota, 20 lipca 2013

Na poprawę humoru - nowa spódnica

Kupiłam sobie dziś spódniczkę na poprawę humoru. Trafiłam na wyprzedaże i jakoś tak bezmyślnie trochę wzięłam krótką i czarną do ręki. Razem ze sterta innych rzeczy.
Inne rzeczy wyglądały na mnie średnio ładnie. Za to spódniczka, prezentowała się znośnie. Normalnie bym jej nie kupiła, bo:
a) zazwyczaj kupowałam kiece do ziemi, z uwagi na kompleks nóg (a jeszcze się nie przyzwyczaiłam że przez bieganie stały się całkiem oględne i nie sięgam po tego typu długości)
b) nie dałabym 20 eurasów

No ale trafiłam na wyprzedaż i jakiś mocno gorący dzień. I jeszcze miałam ochotę wydać na coś 10 eu.

I oto efekt.








Spódniczka Takko, bluzka second hand, sandały Lasocki, nie mam pojęcia skąd mam okulary :)



wtorek, 16 lipca 2013

12 tygodniowe wyzwanie 1/12

Decyzja zapadła. Za 12 tygodni malkontentka wystartuje w biegu ulicznym na dystansie 10 km.

Plan treningowy ściągnięty bieganie.pl (normalnie jest rozpisany na 15 tygodni) i dostosowany do warunków czasowych. Opieram się na zakresach tętna. Te % określają maksymalne tętno. Tj. 75% maksymalnego tętna.

Od dzisiaj pierwszy trening.

Moje zakresy. Kalkulator znajdziecie na www.bieganie.pl
Wylicza w oparciu o najlepszy czas na 10 km, wiek i płeć.

środa, 10 lipca 2013

Bieganie lipiec 2013

Dzisiaj dostałam od koleżanki zadanie do wykonania.
Prze 1 km miałam biec na 80 % moich możliwości.
Najpierw 2 km truchtu, potem 1 km sprawdzian, potem sobie potruchtałam, po przeszuraniu łącznie 5 km się porozciągałam a potem już wooolno poczłapałam do domu.

Jestem zadowolona, bo widzę że mogę faktycznie zejść poniżej 6 min/km na nieco dłużej niż 7 minut kłusowania.

Wrzucę jeszcze zrzuty z Garmina.
Na pomarańczowo sprawdzian. Był po lesie. Początkowy trucht po asfalcie, myślę że gdybym biegła po drodze poszłoby mi nieco szybciej.

Tętno na sprawdzianie pomiędzy 163 a 172

sobota, 6 lipca 2013

Kolejne wyzwania - wywrotki

Będąc w ojczyźnie robiliśmy zakupy w dużym sklepie sportowym. Małż, ja i Bu szliśmy skrajną alejką, aby jak największym łukiem obejść rowery. Niespodzianka! Na zakręcie Iwo pokazał brudnym paluchem i zakomunikował - "Chcę wywrotki."
Miał chłopak szczęście, rolki dało się upchnąć w bagażniku. I problem zakupu rowerka się rozwiązał.

Dziś nastał ten dzień. Malkontentka wystąpiła na ochotnika i przywdziała zbroję. Oraz wywrotki. Trzy razy miałam te diabelskie wynalazki na nogach. W tym dwa razy długo i mozolnie leczyłam obtłuczenia kości ogonowej. Na szczęście dziś obyło się bez wypadków. Jak na razie nikt się nie zniechęcił. Może do końca sezonu oswoimy buty z kółeczkami na tyle, że pojedziemy całą trójką na wywrotkową wycieczkę.

Zakładamy rynsztunek bojowy.

Bu daje radę.

Ja chyba też.

Grunt to znaleźć równowagę i nie dać się pokonać podstępnej drodze, która tylko czyha, żeby napaść biedną Malkontentkę.

I TY możesz zostać wywrotkowcem!


PS. Dziś jeszcze 7 km szurania po lasku.

piątek, 5 lipca 2013

Malkontentka vs karczoch 1:0

Podchodziłam do tematu karczocha trochę jak pies do jeża. Nieufnie.
Wrodzona ciekawość wzięła górę i postanowiłam rozprawić się z tajemniczym warzywem.

Wygląda toto dziwnie i w dotyku jest ostro- szorstkie. Trochę jak suszki na bukiety (chodzi mi o takie kwiatki - nieśmiertelniki). Zapach karczocha jest delikatny, lekko ziołowy, może z nutką trawiastą.

Dobra - pomyślałam - do boju. Wzięłam mój różowy nóż (idealny dla blondynki - psychopatki) i obcięłam dziadowi nóżkę i listki (gdzieś tak 1/3 wysokości).

Potem przekroiłam karczoch i ukazało mi się wnętrze. Kłująco - różowe. Oset - pomyślałam. Karczoch wygląda jak dziewięćsił bezłodygowy (kolejny kwiatek, roślina chroniona występująca np w Sudetach). Będę jadła oset. Całkiem jak oślica ;)

Wydłubałam cienkie i kłujące, wypłukałam i zapakowałam do gara. Gotowałam na parze aż do miękkości tego kawałka karczocha, który był bezpośrednio przytwierdzony do łodygi.

Wyjęłam, posoliłam... Zjadłam. Karczoch w smaku jest delikatny, lekko skrobiowy (trochę bakłażanowaty). Coś w okolicy białego szparaga ale smak jakby wyprany z emocji. Najsmaczniejszą częścią jest dno kwiatowe. Warzywo idealne dla cierpliwych i najedzonych. Jeśli chcecie zaprosić gości na karczochy - wybierajcie kobiety dbające o linię. W innym przypadku sugeruję postarać się o czipsy i piwo :)

Karczoch przed egzekucją.

Po odkrojeniu łodygi i górnych części płatków.

Po przekrojeniu ukazują się wewnętrzne płatki i puch nasienny (długie i kłujące do wydłubania).

Karczoch gotowy do obróbki termicznej.

Ugotowany. Widać jadalną część płatka i dno kwiatowe (lekko sinawe). reszta do wyrzucenia. Chyba że macie jednak tą oślice w domu.



środa, 3 lipca 2013

Nowa droga życia - zdrowe odżywianie i bieliźniak od Śliweczki

Ogarnęłam już trochę mieszkanie. I mogę zaprezentować Wam moje spożywcze zakupy, bieliźniak od Śliwki i śniadanie ;)

Moje wczorajsze śniadanie. Sałatka owocowa (jabłko, czereśnie, truskawki, pestki słonecznika i orzechy włoskie, podlane łyżeczką oleju z wiesiołka).

Suplementy aktualnie przyjmowane .

Dzisiejsze śniadanie. Ananas posypany pestkami słonecznika.

Zakupy :) 5 kg kaszy jaglanej, 5 kg kaszy gryczanej nieprażonej, makarony pełnoziarniste: sojowy i ryżowy, płatki jaglane, mąka z pestek dyni, mąka kokosowa, mąka sojowa, mąka jaglana... Starczy na rok ;) zapewne. 

Kołkownica. Wróć. Kiełkownica :) A w niej lucerna, cieciorka, fasola mung, fasola ardzuki, rzodkiewka. I karczoch na jutrzejszy sok.

Magiczny kosz od Śliweczki, w swoim naturalnym środowisku. Teraz łazienka zyskała ostateczny szlif. Kosz jest przepiękny, mocny, pojemny i od dzisiaj będzie stałym elementem pokazowym w moim mieszkaniu. Niech ludzie widzą jakie Polki są zdolne! Więcej o autorce tutaj

Wegańska zupa orzechowa - pożegnanie z orzeszkam ziemnymi...



Dziś dzień pod tytułem: pożegnanie z orzeszkami ziemnymi. Nie jestem w stanie (nie marnując jedzenia) wywalić do kosza/rozdać wszystkich zachomikowanych produktów. W tym tygodniu będę w stanie wyeliminować 12 składników. Zostaną motylkowe (mam kilogramy nasion na kiełki) i trochę nabiału (głównie w postaci serwatki, jogurtów i masła) – bo jakoś mi się ciężko rozstać.No i papryka w formie chilli.

A teraz coś dla łasuchów :)
Przepis na wegańską zupę orzechową (zgodna z zasadą niełączenia plus niskie IG). W przyszłości będę kombinowała z orzechami włoskimi (nietolerancja orzeszków ziemnych) i papryką (j.w.).
Składniki:
1 duża czerwona papryka
1 cebula
6 ząbków czosnku
150g masła orzechowego crunchy (ja dałam więcej)
3 pomidory
Przecier pomidorowy
0,5 łyżeczki pieprzu
łyżeczka chili
3 litry buliony warzywnego
2 łyżki oliwy z oliwek

Rozgrzać oliwę w garnku, wrzucić pokrojoną w kostkę cebulę i paprykę. Gdy się zarumienią dodać wyciśnięty czosnek i pomidory oraz przecier. Dusić przez kilka minut.
Dodać pieprz i chili, zalać bulionem i gotować przez kilka minut (w oryginalnym przepisie można dodać brązowy ryż, ja dałam okarę, która została mi po wytworzeniu domowym sposobem mleka sojowego). Dodać masło orzechowe , wszystko dokładnie wymieszać. Podgotować jeszcze ok 10 minut.

Śniadanie
Kiszone warzywa (marchew, kapusta, rzodkiew, papryka)
Ryba po grecku (bez selera)
Spirulina, olej omega 3, suplement na drożdzycę
Obiad
Zupa ze złymi orzeszkami ziemnymi i niedobrą papryką, do tego szklanka piwa (straszne drożdże i słód jęczmienny).
Spirulina
Olej z wiesiołka
Kolacja
Zupa :)
Spirulina, suplement na drożdżycę, olej z wiesiołka, kiszone warzywa

Przegryzki (gdybym była głodna) – mleko sojowe z dodatkiem wanilii i ksylitolu.