sobota, 25 grudnia 2010

ŻYCZENIA

Drodzy Czytacze!
Życzę Wam aby nadchodzący rok przyniósł Wam spełnienie kopytowych marzeń. Abyście wytrwali w wysiłkach werkowaczych i nie tracili nadziei na poprawę stanu kopytnych.

I jeszcze tak ogólnie życzę Wam wiele dużych radości i troszeczkę małych smuteczków dla kontrastu. I żeby waszymi największymi problemami było jak zrzucić 3 kilo poświątecznej nadwagi.

HOGHW! Jak mawiał Winnetou…

sobota, 18 grudnia 2010

torba de lux

Po tygodniu ciężkich tortur maszyny do szycia udało mi się stworzyć torbę werkowacza amatora wersję de lux. Mam nadzieję że moje wyliczenia będą poprawne i do torby zmieszczą się cęgi, i tarnik z rączką. Bo jak nie to będzie płacz i zgrzytanie zębów.

Podejrzewam też, że maszyna zastrajkuje. Bo biedna nie dawała rady i musiałam wykańczać ręcznie szwy przy uszkach.

Tak wygląda rozłożona na płasko. Można ją powiesić na boksie. Rozkładanie na ziemi tez jest możliwe.


Składamy wzdłuż. Na górze trzyma się na rzepach, więc się nic nie rozłazi.


I składamy w poprzek. Zapinamy na rzepy z boku i mamy poręczną torebkę. Tylko jeszcze do pasmanterii muszę skoczyć i kupić jakieś ładne i mocne paski. Ten sznurek nie pasuje.

wtorek, 14 grudnia 2010

Białe kopyto

No i na koniec kopyto białe. Ingerencja w nie jest...
...mocna.
Ale kiedy patrzę na poniższy obrazek, to jednak stwierdzam że kiedyś nawet nie śmiałam marzyć o takim kształcie.

W stój, koniczyna normalnie obciąża te nogę, stawia ją prosto na ziemi. Kiedyś w takiej sytuacji opierała się tylko wewnętrznym czubkiem kopyta. Poruszała się na 3 nogach, białą podpierając. No ale wróćmy do teraźniejszości… Pomoże nam ten obrazek (biedny właściciel tej nogi).

Kiedy tak patrzę na zdjęcie przez przekrój tego kopyta, to widać, że Andi miała podobny problem. I patrząc na pierwotny kształt jej kopyta, kojarzy mi się ono z krępowanymi stopami chińskich dziewczynek.

I teraz myślę, że metoda wydłużania pazura może być odpowiedzią na ten problem. Jasne, że następuje odrywanie się ściany przedniej, tworzy klin rogowy na podeszwie i kość ma więcej miejsca. To jest trudne dla mnie, bo na kursach larsowych, do głowy mi wtłoczyli zasadę – długi pazur źle, punkt odbicia powoduje oderwanie ściany (po cichu marzę o tym, że kiedyś te nogi będą tak zbalansowane, że wystarczy struganie higieniczne, a nie jak teraz lecznicze).

Po najnowszym zdjęciu widać też, że upakowała się strzałka gąbczasta i skostniała chrząstka jest ułożona bardziej fizjologicznie (tylna górna część kopyta, nad linią koronki nie jest już tak wubrzuczona). Ale to może tez być efekt wizualny związany z tym, że kopyto nie jest już podwinięte do środka (hurra), przez co, patrząc z boku, ma krótszą ścianą przedkątną i boczną.

I cóż, pozostaje mi czekanie na dalsze zmiany.

niedziela, 12 grudnia 2010

czarne kopyto

No to teraz obiecane czarne kopyto.
Zamieszczam obrazek poglądowy. Zmiany w ujęciu rocznym.
Zdjęcie po lewej starsze, po prawej nowsze.



Rejon czerwonych kropek – czyli chrząstka kopytowa. Widać że na kopycie sprzed roku chrząstka jest bardziej wyrzucona do góry. Widać to po „guli” (he he, kto skojarzy…) nad tylną częścią koronki. Ten rejon kopyta wersja listopad 2010 jest bardziej wypłaszczona.

Rejon różowej linii. Czyli koronka. Nachylenie jej względem ziemi, czyli kąt gamma (niebieski). Na kopycie starszym jest większy niż na kopycie nowszym. Sugeruje to że kość kopytowa przemieściła się (albo może kopyto zrosło w stosunku do kości kopytowej) w bardziej fizjologiczne położenie.

Natomiast nachylenie koronki względem ściany przedniej, czyli kąt beta (pomarańczowy) w starszym kopycie jest mniejsze niż w nowszym. Czyli sztorc się nieznacznie zmniejszył. Oczywiście miałam kłopot, czy takie wyznaczenie tych kątów jest poprawne. Bo pojawia się kąt alfa (różowy). Kąt ten sugeruje ile brakuje podeszwy i ściany z przodu. Widać, że w nowszej wersji kopyta, oddało się odbudować spodni rejon. Spotkałam się też z hipotezą, że takie załamanie koronki (kąt alfa) sugeruje, że ciężar konia spoczywa głównie w tej części kopyta (przypominam o 4 punktach podparcia w kopycie), kopyto jest niezbalansowane, koronka wypchnięta do góry. Oczywiście obie te teorie nie są sprzeczne.

Zielona linia. Tutaj starałam się wybrać bardzo podobne ujęcie kopyta. Można zgadywać, patrząc na odbite światło od bocznej ściany kopyta, że najszersze miejsce w kopycie przesunęło się w nowszym kopycie bardziej ku tyłowi.

A co Wy sądzicie o tych zdjęciach porównawczych?

piątek, 10 grudnia 2010

Torba werkowacza amatora

Uszyłam torbę dla werkujących kopytne. Torba a właściwe saszetka cała wypełniona jest gąbką. Dzięki temu nie grozi stępienie moim nożom i tarnikowi.
Saszetkę można powiesić na boksie, można też rozłożyć na podłodze i bezpiecznie odkładać narzędzia. A po skończonej robocie zmieniać się może w poręczny rulonik, który możemy zgrabnie zapakować do skrzynki.
Z wierzchu pokryta alcantarą, dzięki temu nie brudzi się łatwo, wewnątrz uszyta z grubego i mocnego bawełnianego drelichu.

Zbieram zamówienia!!!









PS jeszcze trzeba doszyć rzepy, ale muszę poczekać na paczkę z pasmanterii.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

kopyto z przodu

Dostałam aktualne zdjęcie białego kopyta z przodu. Z tej okazji pozwoliłam sobie wkleić porównanie sprzed roku.
Aktualne zdjęcie z zielonymi liniami, starsze, z czerwonymi.


Co się udało. Ano udało się zlikwidować dużą część flary z zewnętrznej strony i zmienić rozkład ciężaru w kopycie. Dzięki temu ściana boczna przestała się podwijać do środka. Efektem pośrednim tej całej zmiany był gigantyczny i nawracający ropień w kopycie, którego ślady widać w postaci szczeliny pod koronką.
Ropa już zeszła.

A tymczasem w kopycie nr 2 zachodzą spektakularne zmiany. Ale o tym to następnym razem.

Pozdrowienia!

niedziela, 5 grudnia 2010

A ja szyję sobie

No proszę, w końcu przeprosiłam się z maszyną do szycia.

I tak po złożeniu zwyczajowej ofiary z dwóch igieł, uszyłam swój pierwszy profilowany pad. Szyłam go z myślą o koleżance, która niedawno świętowała swoje kolejne 18 urodziny.
Oto przedmiot dzisiejszego wpisu.



PS Ale jestem z siebie dumna :)

piątek, 3 grudnia 2010

Pada śnieg, pada śnieg...

A śnieg sobie pada, pada i pada.

I niestety pojawiły się problemy z dojazdem do stajni S. W związku z wolnymi godzinami, które przeznaczałam na jazdy, uszyłam pad w stylu Anky. Jeszcze z 20 prób i lepsza maszyna i powinno mi się udać wyprodukować satysfakcjonującą podróbkę – samoróbkę.


Poza szyciem kocyków pod siodło, wróciłam do lektur. Odgrzebałam cykl „Pieśń Lodu i Ognia” George R. R. Martina i na nowo zirytowałam się, że autor nie ukończył do tej pory tomu piątego.
Przeczytałam ponownie dwie z trzech książek Sandersona i z kolei ucieszyłam się, że MAG planuje wydać trzecią w marcu przyszłego roku.

A to dopiero początek zimy. Aż strach pomyśleć co będzie się działo w styczniu :)