środa, 29 września 2010

Wrześniowy rodzynek

Ale się zapuściłam pamiętnikowo. Jedyny wrześniowy wpis…

W skrócie. Bu trochę chorował, wpadliśmy na chwilę do Wrocka. Zastanawiam się czy aby nie wrócić na etat. No ba. Ale gdzie i w jakim charakterze?
No i jak by nie patrzeć angielski się drwiąco uśmiecha.
A może jakaś działalność? Ale jaka?
I wypadałoby schudnąć i zacząć więcej się ruszać.
Aaaaa!!! Zaraz zacznę wrzeszczeć i wyskoczę z 1 piętra…
Odwiedził nas straszny dziadunio. I ze smutkiem zarejestrowałam, że oklapł i zestarzał się. I już nie warto czynnie walczyć, bo to jest znęcanie.

A tak poza tym to u Andaluzji chyba dobrze. Miałam jechać na konferencję ogólnokońską, ale nie pojadę bo nie mam opieki dla Bu. Więc tylko powiem – Buuuu ;(
W stajni na S, uprawiam pornografię jeździecką. Co widać na poniższym obrazku. pocieszam się, że za jakiś czas wkleję fotkę z lepszym wszystkim.


W ogóle w stajni na S, to mi jakoś gorzej idzie niż z Sylwią. Chociaż z Sylwią już drugi raz miałam lekcję na oklep. W ogóle jest śmiesznie, bo kiedy Sylwia cuduje z Margot (i przy okazji ze mną na grzbiecie klaczy, oczywiście). To będąc pozbawiona wsparcia siodła i strzemion, ogarnia mnie łagodna rezygnacja z walki (czytaj- przestaję kurczowo czepiać się konia) i zaczynam utrzymywać się wątłą siłą grawitacji. Natomiast w stajni na S, nadal wyglądam jakbym prowadziła nierówną walkę z każdą częścią swojego ciała.