poniedziałek, 23 maja 2011

Mi - czas się ogarnąć!

Ale się zapuściłam i pamiętnikowo i dukanowo…

Nawet nie zdążyłam się zdenerwować końcem świata. I tak w błogiej niewiedzy wstałam dzisiaj i po porannej lekturze okazało się że miał być 21 maja.

I może był. I teraz żyjemy w innej rzeczywistości? W każdym razie tak czy inaczej trzeba żyć dalej. Wszechświat wszechświatem, a na bułę z margaryną i dom ze stajnią zarabiać trzeba. I na waciki, oczywiście też.

Dukanowo stoję. A stoję bo grzeszę. Głównie warzywami. Wizja joja mnie skutecznie odstrasza przed wzięciem w paszczę chlebków, bułeczek, słodyczy. Ale jakoś tak się nie mogę w sobie zebrać i jeść tego samego białka w dni białkowe. Więc permanentnie jestem na dniach PW i waga stoi.
W sumie to ja już w 3 fazie jestem chyba bo i garść winogron raz zjadłam i raz jabłuszko i pomarańczkę też a i żółty ser 2 plastry. I obiecuję sobie ze się ogarnę i grzecznie wrócę do fazy 2, ale tak mi się nie chce… tym bardziej że wciskam się w gacie sprzed ślubu (no jeszcze zrzucę ze 4 kilogramy i mam wagę przedślubną osiągniętą :)

Koń gruby. Fotek nie mam bo mi dawkują. Z resztą co się będę denerwować nadwagą Andaluzji. Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal….

2 komentarze:

  1. A tego konia to trzymasz daleko od swego miejsca zamieszkania?

    OdpowiedzUsuń
  2. malkontentka26 maja 2011 11:27

    Jaga700 - jakieś 400 kilometrów ode mnie

    OdpowiedzUsuń