Zdjęcia będą nie po kolei.
Prawa noga od piętki, podwinięcie się zmniejszyło. Hurra!
Koń z błyskiem szaleństwa w oku.
Z uwagi na czterotygodniowy armageddon, który nastał u nas wraz z nowym rokiem, do koniczyny udało mi się przybyć dopiero dzisiaj. Wzięłam aparat w celu dokumentacji postępów kopytowych. I cóż, kopyta fatalne, a kobyła rusza się lepiej niż przed świętami. Ale o nogach później. Zdjęcia poniżej są już po werkowaniu. Aparat odmówił współpracy i zdjęcia ze spaceru wyszły artystyczne. Postanowiłam juz go nie katować takimi warunkami pracy i następne zdjęcia plenerowe będę pstrykać przy plusowej temperaturze.
Prawie jak arab...
Cóz tam na horyzoncie?
Szybki stęp.
W prawym kopycie dokopaliśmy się do ropy. Nie mam pojęcia skąd. Wygląda to jakby koniczyna stanęła na gwóźdź. Na poniższym zdjęciu widać czarny przecinek przy lewym kącie wsporowym, to właśnie to.
A to lewe kopyto. Zbyszek wprowadził dziś innowację. Osłabić ścianę kopyta w celu stymulacji go do rozszerzenia. Na razie z góry wygląda to fatalnie. Generalnie ta noga martwi mnie bardziej niż prawa. Z przodu widać jak bardzo są rozciągnięte listewki (linia biała zgniła).
Hejhej :) Czarna nóżka - ciąć, ciąć z przodu do linii białej, odważnie!! To tylko narta, koniowi nie pomaga. Wiedźminowi przy mniejszym oderwaniu tak robiłam i dobrze mu z tym było. Niniejszym dodaję odwagi!! :>
OdpowiedzUsuńPozdr, dea :)