wtorek, 4 maja 2010

Strasznie senny poniedziałkowtorek

Małż wojażuje. Jak wróci to się zdrzemnie i pojedzie do rodziców. A ja zostanę jak ta Penelopa. Przy czym Penelopa miała rozrywkę w postaci gachów dochodzących, a ja zostanę z dzieckiem i na żadne atrakcje w postaci płci brzydkiej interesującej się – nie mam co liczyć.

Do tego Bu ma piękną próchnicę. I został w związku z tym okrzyknięty Próchniakiem Wołomińskim. Szykuje mu się wizyta u dentysty. Pewnie będzie to wyglądać jak podawanie kotu tabletki. Z całej imprezy wyjdziemy spoceni, zmęczeni, pogryzieni i podrapani. Bu będzie śmiertelnie obrażony. Na szczęście nie grozi mi kupa poza kuwetą. Tyle dobrego.

No i powiem publicznie, aczkolwiek enigmatycznie. Sfrustrowana jestem sytuacją rodzinną. Mam ochotę zacząć wrzeszczeć w stylu - ludzie ogarnijcie się - ale nie wrzasnę. Starych drzew się nie przesadza. Bo zdechną. Stracą listki i takie tam różne perypetie. Staram się nie zastanawiać co ja bym zrobiła, bo to nie ja mam pracę do wykonania. Zajmuję się więc moimi mężczyznami dwoma, raz lepiej, raz gorzej. A w ramach relaksu obsesyjnie myślę o Andaluzji. Mam nadzieję, że odwiedzę ją już niebawem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz