poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Wakacje nad Bałtykiem

Koniec urlopu – nareszcie będzie można odpocząć. Dwa tygodnie z bliższą i dalszą rodziną spędzone nad polskim morzem zmęczyło mnie bardziej niż ciężkie prace budowlane. Po każdym wyjeździe nad Bałtyk obiecuję sobie już więcej nie odwiedzać w sezonie polskiego wybrzeża. Tym bardziej, że przez pierwsze 6 dni męczyła nas grypa żołądkowa. A gdzie te atrakcje?

W tym roku wybrałam Karwię jako miejsce docelowe naszego wyjazdu. Niestety wszechobecne niedoinwestowanie rzuca się w oczy mimo wierzchniej warstwy lukru. Brak infrastruktury sanitarnej, dróg, nawet głupiego deptaka. A ceny kosmiczne. Pokój klaustrofobiczny z ciurkająca wodą. Kąpiel pod prysznicem pod względem ilości cieczy, przypominała próbę wymycia się strumieniem moczu.

Pewnie zastanawiasz się dlaczego z uporem maniaka nad ten nieszczęsny Bałtyk się wybieram? Przecież za podobne pieniądze możemy pojechać nad Morze Czarne, czy Śródziemne.

Na pierwszym miejscu lenistwo. Wiem już jak to jest, czego się możemy spodziewać, a poza tym nie mam dla siebie i Bu paszportów.
Na drugim miejscu jest nostalgia za urokliwym i pięknym – jakby nie było – miejscem. Niestety setki tysięcy Polaków też chcą to piękne i urokliwe miejsce odwiedzić. I zadeptać i zaśmiecić.
Trzecim powodem jest babcia Irenka (którą osobiście bardzo lubię)
co chciała upichcić dwie pieczenie na jednym ogniu, czyli męża i wnuka mieć w jednym miejscu. Niestety, ja nie miałam nawet najmniejszej chęci na przebywanie w jednym miejscu ze Strasznym Dziaduniem. Uprzedziłam się i nie mogę się zmusić do jakiegoś cieplejszego uczucia. "Bo to zła kobieta była"...
I nawet koń 10 km dalej nie koił wystarczająco moich nerwów.

Podsumowując – na następne wakacje jedziemy tam gdzie chce Andrzej i tylko we trójkę. AMEN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz