poniedziałek, 18 października 2010

brzytwa w ręce małpy

Przedpokój stanowi strefę skażoną.
Stoi tam plecak, w którym znajdują się rzeczy przywiezione z kursu strugania kopyt metodą dr Strasser. Na szczęście nie mówię tu o odciętych nogach. Spodnie i bluza wystarczą. Właśnie zbieram siły aby wsadzić biohazard do pralki i wyprać w 90 stopniach.

Sam kurs pozwolił mi poszerzyć horyzonty kopytowe i spojrzeć z innej perspektywy na wiele spraw związanych z utrzymaniem koni. Ale mam wrażenie, że żeby zabrać się za struganie kopyt tą metodą, należy cholernie dobrze przewidywać co chcemy spowodować.
Przykład. Kilka mm i konik trochę bardziej zepsuty, kilka mm i konik na dobrej drodze do wyzdrowienia. I tu pojawia się pytanie, czy kursanci nie są za ciency, żeby strugać kopyta tą metodą. Nie wiem, ja się czuję za głupia, żeby łapać za nóż i tarnik. Może wprowadzić jakieś certyfikacje? Na razie alternatywą jest dwuletni kurs, ale tutaj z kolei barierą jest cena.

Z innej jeszcze strony, kiedy rzucimy okiem na to co robią kowale, to nie jest to znowu taka drastyczna metoda. Koń się leczy. Ale tylko kiedy zrobi się to dobrze. Co się dzieje kiedy struga się źle sprawdziłam osobiście. Psując konia.
A potem zobaczyłam, jak można naprawić olbrzymie zniekształcenia kopyt i poprawić życie zwierzaka. Również tą metodą.

Brzytwa w ręce małpy, albo skalpel w dłoniach chirurga.

A Andaluzja pogina od chorej piętki.

Przykład jak ważne są te małe mm...

1 komentarz: