piątek, 22 października 2010

Zła baletnica

Do Karen to mi jednak daallleekkkoooo.
Dzisiejsza jazda w stajni na S byłaby całkiem niezła ,gdyby odbywała się w stępie. Niestety odbyła się też w kłusie i częściowo w galopie. Jeszcze w kłusie koń dryfował jakby mniej, ale galop… Żenada.

Może jest uzasadnienie mojego marudzenia, ale liche, bo siodło coś jakby przymałe na mnie. Ale jak to mówią „złej baletnicy przeszkadza rąbek od spódnicy”. Nie mogłam się z koniem zabrać. Zwierzak się starał jak mógł, a ja mu w tym wybitnie przeszkadzałam. Pozostawałam albo przed ruchem konia i skutecznie wybijałam zwierza z rytmu. Albo pozostawałam z tyłu, efektem czego było uderzenie jej (bo to dziewczynka jest) po zębach.

Kurczę pieczone i motyla noga, nie cierpię jeździć na kontakcie. (hehe to tak jakbym powiedziała, nie cierpię jubilerskiej roboty, po czym bym wyciągnęła młotek i pierdykneła w zegareczek). Normalnie minie boli jak widzę co robię z tym biednym pyskiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz