niedziela, 4 sierpnia 2013

Mój strat. I tygodniowe podsumowanie.

No i pierwsze koty za płoty. Na pewno wolę sama jechać (bez dziecka i małża). Nie ogarniam sytuacji po prostu.
Sam bieg był specyficzny, nie mam pojęcia ile osób startowało. Wydaje mi się że część zrezygnowała z powodu upału. Bieganie w okolicy południa, po asfalcie, w ekstremum letnich temperatur, nie jest szczytem marzeń. Na szczęście na mecie mile zaskoczył mnie chłodny prysznic ze zraszacza do trawy.
Czas od startu do mety wyniósł 29 minut. Ale GPS zeznał że przeszurałam mniej niż 5 km. Więc nie wiem komu wierzyć. Jako malkontentka skłaniam się ku opcji mniej niż 5 km.

W każdym razie prawdziwe zawody w październiku. Tada! Dowód poniżej.


Plan treningowy w tym tygodniu wykonany. Wszystkie krateczki zielone :)
Tętno powyżej 163 daje mi nieźle popalić. Oj skończyło się moje szuranie... Teraz nie przypominam zombiaka, ale raczej uciekającą mu ofiarę. W każdym razie staram się.

I szczęśliwa finiszerka ;) Woooodaaa....

 Acha, to jest niemiecka koszulka "S"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz