środa, 30 maja 2012

co z tą wagą?

Czy się stoi czy się leży...
No właśnie, co mi się należy? Czy jestem na diecie czy nie, to moja waga oscyluje między 68 - 70 kilo. Przykładne dukanie przez dwa tygodnie nic nie dało, znaczy dało - 68 i ani kroku dalej. A tymczasem, na fali dietowego optymizmu kupiłam nowe ciuchy i liczę że się w nie zmieszczę. Komfortowo. A tu może nie być różowo.
Po lekturze forum dietowego zdecydowałam się na Almased. Zobaczymy jak to zadziała. Generalnie ma rozbujać metabolizm. Skład: białko, enzymy miodu, witaminy i składniki mineralne. Od jutra zaczynam z Almasedem.
Będę na bieżąco zdawać relację. Bonusem dodatkowym jest poprawa wyglądu cery.

Dzisiaj byliśmy z Prezesem na pizzy. I dostałam gratis espresso :) W podzięce za lubienie Alfy Romeo. A było to tak, że jeden z Włochów (kurcze zapomniałam imienia) coś tam sobie pod nosem śpiewał (otóż Włosi śpiewają i to całkiem nieźle), przy okazji zapytał mnie czy ja po włosku coś umiem, a ja na to że "cinque cento". No i tak od słowa do słowa pogadaliśmy sobie o motoryzacji. Powiedziałam że lubię Alfy Romeo, ale ona jest jak rasowa kobieta. Piękna i droga w utrzymaniu. No i dostałam kawę gratis :)

Drugi  Włochów nazywa się Giuseppe. łatwe do zapamiętania bo tak nazywa się bohater reklamy pizzy, no i klasyk: "Giuseppe w Warszawie". Następnym razem będąc w pizzerii zawołam radośnie: "Giuseppe - una pizza margherita!"



wtorek, 29 maja 2012

poniedziałek, 28 maja 2012

Morze Północne podejście drugie - filmiki

Zdesperowani panującymi temperaturami zdecydowaliśmy się pojechać do Cuxhaven. To nasze drugie podejście. Pierwsze było niestety rozczarowujące. Trafiliśmy na odpływ, porywisty wiatr smagający po odkrytych częściach ciała piachem. Do tego nałożyło się rozhisteryzowanie Prezesa rozczarowanego brakiem atrakcji (zrobił takie przedstawienie że dziwię się że nas nie zgarnęli za znęcanie się nad dzieckiem). Jednym słowem - morze zaprezentowało się niezbyt przyjemnie. Do tego cześć dna odsłonięta odpływem pokryta była warstwą klecącego mułu. Chodzenie po tym, za każdym razem uruchamiało u mnie odruch - fuuj.

Tym razem było inaczej.
Pogoda bardzo dopisała. Morze, pomimo nadal mulastego dna, okazało się być przyjemnie ciepłe. I do tego bezpieczne, bo było płytko. Andrzej miał w planie pływać, ale wiązałoby się to z długim spacerem wgłąb morza.
Plaża była, łopatki i wiaderka były. Malkontentka zabrała wikt i opierunek (jedzenie, picie i ciuchy na zmianę). Bu był szczęśliwy. I do tego zaczął się przypływ. Zjawisko mnie tak zafascynowało, że nakręciłam to cudo kamerką.

Kliknij na ten tekst, a ukaże się oczom Twym przypływ na plaży w Cuxhaven!

Ponieważ przyjechaliśmy w okolicy 13, to początkowo Bu był ubrany (na wszelki wypadek, bo blade toto i nieprzyzwyczajone), potem radośnie dziecko mi się rozebrało do majtałasów. Radochy Pan Prezes miał co niemiara. Najbardziej upodobał sobie polewanie morza z konewki. I siebie też. I mamy. I zdechłych krabów.

Kliknij na ten tekst, a objawi się Tobie Prezes przełamujący fale!

Po 17 zebraliśmy się do domu. Poczuliśmy się trochę jak w Polsce, bo wracając spędziliśmy 40 minut w korku spowodowanym remontem drogi. Potem droga odbyła się płynnie. Średni czas dojazdu do Cuxheven wynosi około półtorej godziny.



niedziela, 27 maja 2012

Spacer

Wczoraj było pięknie, ale gorąco. Ratowaliśmy się przed upałem w lesie. Rozłożyliśmy piknik na polanie. Po czym bohatersko broniliśmy się przed fauną i florą, która próbowała odzyskać utracony teren. W końcu po kilku godzinach nierównej walki poddaliśmy się i zarządziliśmy odwrót w bezpieczne domowe pielesze.

Postanowienie na przyszłość - zaopatrzyć się w preparat na kleszcze i komary :)




sobota, 26 maja 2012

Dla mamy

Kochana Mamusiu,
jestem z Ciebie bardzo, bardzo dumna. Tęsknię. Jesteś mądra i piękna i tak trzymaj! Uwielbiam Twoje miękkie policzki i mam nadzieję że wkrótce się przytulimy. 

Pamiętam że lubisz herbaciane róże. Przesyłam więc wirtualny bukiet tych kwiatów. Mam nadzieję że Ci się spodoba!

PS Twoja skórka pomarańczowa (i nie mówię tu o cellulicie) jest pyszna sama w sobie jako deser i jako dodatek do jogurtów.

czwartek, 24 maja 2012

Hilfe!!!

Jutro mamy umówioną wizytę do przedszkola w celu odniesienia dokumentów i odpowiedzenia sobie na kilka pytań. Zapraszają opiekunów dziecka ale bez dziecka. Kurde, mam Prezesa opchnąć w szufladzie? No nic weźmiemy go ze sobą. Najwyżej pójdziemy na huśtawkę.  Albo Andrzej sam pójdzie.

W związku z zaistniałą sytuacją od rana siedzę nad dokumentami przedszkolnymi. I powiem, że nie ma co narzekać na polską biurokrację. Niemcy produkują tyle papierów, że autentycznie czuję się ekologicznie winna. Mam około 80 stron do wypełnienia, przeczytania i zaakceptowania. Dodatkowo moje translatory (a mam ich całkiem sporo) tłumaczą słówka w sposób doskonale irracjonalny. Aktualnie nie mam siły, jestem głodna i spragniona. A Prezes siedzi odłogiem i gra na kompie (jedyny pewny sposób żeby zapewnić sobie spokój). W związku z tym doświadczam niejakiego dyskomfortu, bo jednak nie może tyle grać. Z drugiej strony w dzisiejszych cyfrowych czasach, powinien mieć, z uwagi na łatwość operowania komputerem, wśród kumpli co najmniej +10 do charyzmy.

No nic. Wracam do nierównej walki z formularzami.
Trzymajcie kciuki.

środa, 23 maja 2012

Lato

Dzisiejszy dzień możemy śmiało zaliczyć na poczet lata. Było 32 stopnie. Dzień rozpoczęliśmy z Bu dość późno, bo ok 10. Potem w domu robiło się coraz cieplej, ciepło, gorrrąco!
Na szczęście mamy naszą fontannę. I powiem, że przy 32 stopniach nawet ja zamoczyłam tyłek w wodzie. Niestety, odkrywam mankamenty mieszkania. Poddasze bardzo się nagrzewa. Do tego okna połaciowe mamy skierowane idealnie na zachód. Słońce zagląda do salonu od 13 do 20. Na gwałt potrzebujemy czegoś co nam to słońce zasłoni, bo się usmażymy (albo wyprowadzimy do wodotrysku).

Bu letnio rozgolaszony




Mam notoryczne problemy z rodzajnikami, zawsze się pytam czy to co chcę jest der, die, czy może das? Dziś kupowałam świeże szparagi na bazarku. I pytam się babki jaki rodzajnik do tego szapraga. A ona do mnie że nie jest pewna ale jej teściowa wie. I że generalnie ona z Polski. A ja że na to że też z Polski jestem. Oczywiście cała rozmowa odbyła się kulawym niemieckim, jakoś tak się nie zorientowałam że mogę po polsku mówić. Okazało się że babeczki są z Gdańska, a mnie wzięły na początku za Rosjankę.




wtorek, 22 maja 2012

Czekaliśmy na to

Bu ma miejsce w przedszkolu!

Musi się stawić na pierwsze zajęcia o 12.30, 22 sierpnia (na szczęście) tego roku.
Siedzę więc z Panem Prezesem do końca wakacji. Na wieść o tym zareagowałam tak:

Mi oko lata, ale Bu chyba nie będzie narzekać. Na razie się świetnie bawi wykańczając nerwowo matkę. Moczy tyłeczek w fontannie, odżywiać się chce głównie lodami "czekoladkowymi" i pizzą "z serkiem". W pogardzie mając brokuły i bakłażany. Wstaje rano o 10 i kładzie się spać o północy (szczególnie sąsiedzi są wdzięczni za nocne rozrywki).
Żeby być sprawiedliwą, to napomknę, że ojca też wykańcza. Ale krócej. Ojciec orze na ugorze (ach te rymy, nie mogę się im oprzeć), próbując sprostać oczekiwaniom autochtonów odnośnie używania niemieckiego.

Udokumentowałam Bu w fontannie.

A kilka zdjęć poniżej.
Cysarz to ma klawe życie...




No i wyżywienie klawe...

 malkontentka saute 




 

poniedziałek, 21 maja 2012

Spacery, spacery

Najlepsza pora na spacery to okolica 17 i później. Wiem, że wspominałam, ale napisze jeszcze raz. Godzinne przesunięcie dnia powoduje, że całkiem ciemno robi się dopiero o 22. Więc po 18 mamy jeszcze całkiem spory kawał dnia do wykorzystania.
A wykorzystujemy te ostatnie dzienne kilka godzin spacerując, biesiadując i podziwiając uroki naszego małego miasteczka.
Naprawdę świetnie się tu mieszka.

Szaleństwa na huśtawce

 Na zielono

Portrecik (nosek nieco zepsuty na trampolinie)

Gdzie ta pizza?! O, niosą :)

Brzuszek po pizzy

Pan Bu w całej okazałości (dla tych tęskniących)

Widok na deptak

 Zaczęła kwitnąć Weigela


sobota, 19 maja 2012

Włosi poprawiają mi humor

Idę sobie z Prezesem verdenowskim deptakiem. A tu nagle słyszę "ciao bellissima" . Na wszelki wypadek dyskretnie się zapoznałam z okolicą. I... tak! To do mnie było (chyba że to jakiś miłośnik zasuszonych staruszek 80+). Sehr nett.
Dzisiejsza bellissima.

Pogoda nam się wyraźnie poprawiła, co znacząco zwiększyło nasze chęci do wychodzenia z domu. I znacząco pogorszyło moją chęć sprzątania. Czyli w mieszkaniu syf, malaria i korniki. A ja pomalowana i na dworze. Z Bu i z Andrzejem.

Jeszcze jedna dzisiejsza fotka.

Zamieszczę też zaległe zdjęcia z kurtkowo-szalikowej pogody.


Raz, dwa, trzy... Baba Jaga Patrzy!

 Porwali nas kosmici. Mnie bardziej ;)





piątek, 18 maja 2012

Zaszalałam

Postanowiłam odświeżyć nieco garderobę. Zamierzam jeszcze dorzucić do tego legginsy, spodnie rurki i fajne buty na koturnie.

Oto plon moich zakupów.





wtorek, 15 maja 2012

Ach, jak się ubrać?

No kurczę, jak się ubrać. Muszę chyba poszukać jakiejś miłej osoby co by mi zrobiła listę zakupów.
Bo jak na razie to ubieram się z polotem godnym zadbanego menela. Przynajmniej bieliznę mam nową. I szlafrok. Ale reszta... Pożal się Boże...
No nic nie mam co udawać, że posiadam za to wspaniałe walory duszy i intelektu. Niestety nie posiadam. Czas się zacząć ubierać jak kobieta.

Od trzech dni boli mnie głowa. Dzisiaj jest już nieco lepiej. Miałam iść do sklepu, ale leje niemiłosiernie. Wszystko wyżarte, nie mam co jeść... Mam nadzieje że małż przyniesie łupy ze sklepu, albo głowa przestanie boleć.

W czerwcu jedziemy na chwilę do Polski. Z uwagi na kurs euro żal mi pośladki ściska jak mam wydawać tutaj, jak mogę sobie kupić tam (wymieniając walutę na złocisze). Może znajdę jakieś inspiracje i sporządzę listę zakupów ciuchowych?

A tak w ogóle to jakoś chaotycznie piszę.

Prezes polubił spacerowanie na własnych nóżkach (ze mną), bo jak idziemy z w trójkę to małż nosi Prezesa na ramionach. Rozumiem go doskonale i jednego i drugiego. Ja mam cały dzień na walkę z Bu. Oduczył się włażenia mi na ramiona, kiedy kilka razy zaczęliśmy wracać do domu. Bu już wie, że:
1) spacer "na barana" z mamą = Bu nie ma siły, musimy NATYCHMIAST iść do domu żeby Bu nie zemdlał ze zmęczenia ;)
2) mama z obciążeniem niemiłosiernie się wlecze
3) spacer na nóżkach Bu = wiele atrakcji
4) i zawsze możemy pójść na huśtawkę.

I w ogóle to Bu się wyciszył i zrobił słodki. Pewnie zbiera siły dla dziadków :)

środa, 9 maja 2012

Nic się nie dzieje

Skrobię piety, oglądam ruską paradę z okazji zwycięstwa w 2 Wojnie.
Ocknęłam się i zmieniłam program na Eurosport.
Denerwuje mnie mój niemiecki, uczę się słówek ale jak na razie nie miałam okazji ich wykorzystać w praktyce. Wczoraj przynieśli pralkę i dowiedziałam się że śruba to Schrauben, a śrubokręt to Schraubendreher.

Ze smutkiem muszę stwierdzić że skapcaniałam, brakuje mi ludzi. Niestety chodzenie z dzieckiem na plac zabaw jest mało popularne tutaj, więc mój pomysł żeby się do jakiejś młodej mamy przyczepić - na razie zginął w zarodku.

Jakieś pomysły?