Czemu z szaleństwem? Otóż już w niedzielę mój małżonek zrobi ćwiarteczkę.
Zakwaterowaliśmy się w ośrodku należącym do stada
ogierów i udaliśmy się na zwiedzanie okolicznych sklepów spożywczych.
Pani ekspedientka pewnie pomyślała że ma do czynienie z
ciężarną, bo na nasze zakupy składały się głównie makarony i kiszone polskie
ogórasy. Do nich pecjalnie zażyczyłam sobie dużo sosu, patrząc pożądliwie na
deficytowy w Verden towar. Bu dostał soczek i arbuza.
Po zakupach poszliśmy zobaczyć teren zawodów i coś przekąsić.
Chłopaki zjadły filet z kury z grilla z frytkami, ja topiłam ślinę w mineralnej
gazowanej z cytryną.
Moje dzisiejsze menu nie jest raczej wzorcowe.
Rozpoczęłam dzień od małego kiwi, potem dwie zielone herbaty
i sałatka bez sosu w mcDonald (jak widać da się coś zjeść w mak kwaczu będąc na
diecie). Potem długo, długo nic. Potem jabłko, następnie uczta ogórasowa. Na
kolację kalarepa, 5 młodych marchewek, miseczka arbuza (ten kontrowersyjny
składnik) i jabłko.
Dziękuję bardzo za miły komentarz :)
OdpowiedzUsuń